Nudna praca w sekretariacie gimnazjum, szef będący chodzącym archetypem niegroźnego, lecz irytującego obleśnego dowcipnisia, lekka nadwaga, młodość przemijająca wraz z pustymi dniami w akompaniamencie czekolady, telewizora, papierosów na balkonie i zgryźliwości kierowanych zarówno na zewnątrz, jak i do wewnątrz - Amelia bardzo nie lubi tego, do czego zredukowane zostało jej życie, odkąd Adam - idealny, najwspanialszy i jedyny - zbłądził na drodze życia w okolice swej sąsiadki, czym stracił możliwość trwania w symbiozie dusz z bohaterką, mimo jej wyraźnego i wciąż niegasnącego ubolewania z powodu i straty, i krzywdy. Kobieta zatraciła i siebie i swoje marzenia - i zdawałoby się, że z trwającego już cztery lata marazmu, nie ma już wyjścia. Pozostały jedynie tęsknota za byciem ważną i za tańcem, przeplatające się raz po raz z rosnącą świadomością przemijającego czasu. Na ratunek Amelii przybywa jednak tajemniczy, surrealistyczny sen, w którym otrzymuje ona wskazówkę, którą z samego zaintrygowania - postanawia niezwłocznie zapisać. Dni mijają, wraz z następującymi po sobie i trywialnymi, i nieco zaskakującymi zdarzeniami, a po nich pojawiają się kolejne senne wskazówki ubrane w znajome twarze, które z czasem okazują się mieć przewrotny, lecz definitywny sens. Amelia odnajduje drogę do odnalezienia siebie w sobie, w czym pomagają jej - wbrew jej obawom - jakże przychylni jej, nowo poznani ludzie. Okazało się, że to, co miało być piękne - było fałszywe. A to, co często pomijane - jest jednak najważniejsze. Porzucony przez nią raz na zawsze zostaje kokon apatii i braku woli oraz wiary we własne możliwości, a rodzi się w niej zupełnie nowe człowieczeństwo. Człowieczeństwo, które pełnię osiąga dopiero wtedy, gdy dzielone jest z innymi.