Ppłk pil. Leopold Pamuła popełnił błąd, atakując prowadzącego Messerschmitta. Drugi niemiecki pilot, osłaniający d-cę tej pary (tzw. Rotte - szyk dwóch myśliwców), wszedł na ogon P.11 i celnie ostrzelał polski samolot. Wszystko wskazuje na to, że płk. pil. Pamułę trafił Uffz. Heinrich Dettmer, który o godz. 17.19 zameldował zestrzelenie PZL P.24. Ranny i poparzony Polak wyskoczył z trafionej PZL P.11 na spadochronie i wylądował przy drodze pomiędzy Chotomowem a Jabłonną 137. Leopold Pamuła został wzięty przez okolicznych mieszkańców za niemieckiego dywersanta. Ludzie zachowywali się wobec niego bardzo wrogo - zanim dość szybko przyjechał patrol wojskowy na motocyklu i uratował go, miał zostać kilka razy uderzony w twarz. Żołnierze zawieźli ppłk Pamułę do jednego z warszawskich szpitali. Zwycięski pilot Uffz. Dettmer sam został jednak trafiony i musiał przymusowo lądować swoim Bf 109D na polanie leśnej lub bagnie gdzieś pomiędzy Legionowem a Narwią (Zegrzem) 139. W trakcie przyziemienia zostały podłamane skrzydła, a pilot prawdopodobnie zranił się w głowę. Uffz. Dettmer został złapany i doprowadzony do punktu sanitarnego w Michałowie. Niemieckiego pilota widział cytowany wcześniej Tadeusz Borowski: Po powrocie z oględzin zestrzelonego samolotu kpt. pilota Olszewskiego byłem świadkiem przyprowadzenia niemieckiego pilota z zabandażowaną głową bez czapki. Dobrze zbudowany, przyprowadzono go do punktu sanitarnego mieszczącego się w budynku pp. Grzybowskich w Michałowie. Co do samolotu, gdzie upadł, to nic nie wiem. (...) Z całą pewnością ten pilot lądował awaryjnie w okolicach Stanisławowa, a ostatnim, który do niego strzelał, był kpt. pilot Mieczysław Olszewski i Jemu należy przyznać zestrzelenie. Przypuszczalnie zestrzelenie tego Bf 109 zgłaszało dwóch pilotów, którzy strzelali do niego razem, nie widząc siebie nawzajem.