Zawsze w takich chwilach człowiek liczy na to, że ktoś pomoże mu podjąć trudną decyzję. Patrzyliśmy bezradnie na Senę. Choć zazwyczaj dostawała szału w przychodni - nie lubiła wizyt u weterynarza - tym razem spokojnie leżała na metalowym stole. "Daj nam jakiś znak. Powiedz, że to słuszne, co zamierzamy zrobić" - szeptała do ucha Seny żona, wciągając w siebie cały jej zapach. Głaskaliśmy ją po głowie. Chwilami nasze dłonie spotykały się w przelotnym uścisku, choć oczy unikały spojrzenia. Wiedzieliśmy, że pomoc znikąd nie nadejdzie. Decyzja należała do nas. [fragment książki]