Może lepiej, gdyby to wszystko było powieścią. Albo jeszcze lepiej bajką o despocie rządzącym małym krajem, który kiedyś był wielki. Ale to wszystko dzieje się naprawdę. Ten kraj istnieje. Ziemowit Szczerek wędruje po Europie Środkowo-Wschodniej w przededniu setnej rocznicy traktatu w Trianon i przygląda się Węgrom owładniętym obsesją minionej wielkości. Zagląda przez płot pewnego domu w Felcst, plącze się po zapyziałych budapeszteńskich zaułkach, pije z chłopakami gdzieś pod Klużem, jedzie zygzakiem wzdłuż słowacko-węgierskiej granicy, snuje się po dziurawych drogach Zakarpacia i szuka śladów dawnego imperium w okolicach Miercurea Ciuc. I zapisuje, co widzi, co mu ludzie powiedzieli, co podsłuchał.