Książka Aleksisa Solomosa Święty Bachus podejmuje fascynujący i zaniedbany, nawet wśród bizantynistów, problem dramatu bizantyjskiego. Stanowi cenne źródło wiedzy na temat greckiego dramatu chrześcijańskiego, który uznać można za swoisty pomost między teatrem antycznym a średniowiecznym. Opisuje fragment historii teatru prawie nieobecny w polskiej literaturze przedmiotu, a i rzadko podejmowany na Zachodzie.
Po raz pierwszy spotkałem Świętego Bachusa na świetlistej mozaice kościoła w Dafni. Między żydowskimi rybakami, biednymi mnichami i innymi pokornymi mieszkańcami świątyni, Bachus i Sergiusz wyróżniają się białymi i złocistymi szatami, niczym dioskurowie jakiejś starożytnej szlachetnej kultury, która nagle i nieoczekiwanie została zwyciężona przez prostszą i bardziej ludową wiarę. Porwał mnie nie tyle wygląd czy życiorys syryjskiego męczennika, ile alegoria, która przeświecała zza jego imienia alegoria, która oświetla pewną przejściową i nieznaną, niemal tajemną epokę teatru. Gdyż tak naprawdę starożytny Bachus nigdy nie umarł; nie tylko jako bóg wina i daimonion teatralnego szału. Kiedy zmarł ostatni Menander, a zanim urodził się pierwszy Chortatzis gdyż nowa komedia i dramat kreteński stanowią punkty graniczne naszej nieznanej historii owity bluszczem Dionizos jest wciąż blisko nas, przyjmując ukryte i jawne ofiary. Spośród tysiąca dziewięciuset nieznanych lat teatru greckiego, co najmniej tysiąc siedemset to lata twórcze; teatr ten kontynuuje swoją drogę pośród tysięcy przemian i przeobrażeń, przesądów i ustaw, śmierci i wygnań czasem politeistyczny, czasem monoteistyczny, ale zawsze dionizyjski.