Magdalena Podobińska, eteryczna blondynka w pastelowych barwach. Z jej wierszy emanuje łagodna melancholia. Wstępujemy w błękity i rozmazane na niebie kłębiaste nostalgie, szmaragdowe obłoki a śpiew skowronka /łagodnie przecina pustkowie. To poetka wrażliwa na grę kolorów i nieobojętne są jej dźwięki, które ją otaczają. Trochę pisze, trochę maluje i trochę gra, czyli klasycznie wielowątkowo utalentowana osoba. Zdecydowanie ma również czujne ucho do łowienia smacznych zestawień słownych i odkrywania nieoczywistych skojarzeń: tafle źrenic, dmuchawiec słów, mak pocałunku na uspokojenie. Autorka zgrabnie rozczesuje kołtuny myśli i idzie w tango z nowym dniem ze świeżo wyciśniętym uśmiechem na ustach. W jej debiutanckim tomie miłość gra pierwsze skrzypce i co nietypowe miłość szczęśliwa, czyli taka, którą trudno się opisuje, bo brak w niej dramatyzmu, wielkiej tęsknoty, rozterek i szaleństwa, ale czasami się to udaje. - fragment recenzji Marty Stefańczyk