Z trudem szła w mroźnym styczniowym wietrze brocząca krwią, coraz słabsza. Jej widok wstrząsa Janem Poniatowskim, który z niedowierzaniem i zgrozą obserwował, jak kobieta powoli upada na chodnik. Nie wie jeszcze, że jest ona pierwszą ofiarą mordercy, który nie poprzestanie na jednej zbrodni. Nadciąga fala psychopatycznego gniewu.