Gdzie jest głęboka wieża Zenona Fajfera? Jaki widok się z niej rozlega?
Szukam jej w impresjach z podróży, w krzyku mew nad oceanem, na realnych i przeczytanych łąkach, na wzgórzu rododendronów pachnących literaturą, w weneckich olśnieniach i wielokrotnych odbiciach, w drobinach codzienności i intymności, w wędrówkach w głąb czasu wśród krajobrazów i ludzi, których już nie ma. Szukam w zajaśnieniach, w cichej szczelinie światła między jawą a snem, w bólu, tęsknocie, wzruszeniu, w nieporadnym tańcu śmierci i miłości. Słucham ciszy i melodii ptasich skrzypiec, muzyki wierszy i słów migotliwych, ulotnych, zadziwionych sobą; słów widzialnych i niewidzialnych.
Kształty, kolory, zapachy, dźwięki rozpraszają się, umykają, nie dają się schwytać ani nazwać, bo są jak sny wypuszczone spod powiek, bo tu wszystko jest wbrew prawom grawitacji, wielkie jak księżyc obracany w palcach. Bo są nieprzewidywalne i nieogarnione jak życie... Dokonuje się w tym tomie niezwykłe stopienie idei liberackich, poetyki emanacyjnej i tradycyjnej, tworząc zupełnie nową jakość w poezji. Zachwyca czystość i intensywność lirycznego tonu, czułość dla słowa, które pragnie bardziej bezpośredniego spotkania z czytelnikiem.
Spotkania gdzieś na rozświetlonym tarasie głębokiej wieży.
Teresa Nowak