,,1 sierpnia 1944 r. około godz. 19.00 wyruszyliśmy w kierunku Warszawy, by zaatakować lotnisko na Bielanach, na którym stacjonowały samoloty myśliwskie. Do pokonania było 20 km po piaszczystych drogach puszczy. W strugach ulewnego deszczu doszliśmy do miejscowości Łuże nad ranem 2 sierpnia. Pododdziały ustawiały się w czworobok, by wysłuchać zadania, które relacjonował kpt. ,,Szymon" (Józef Krzyczkowski), dowódca VIII rejonu. Nasza II kompania była środkową w ataku na lotnisko. Ruszyliśmy około godz. 4.00 nad ranem, wychodząc z kotliny na pole pokryte stojącym na pniu zbożem. Szliśmy na czele w poczcie dowódcy. Po pokonaniu 500-700 m zobaczyliśmy wóz pancerny, a obok niego kilkunastu zdziwionych żołnierzy niemieckich. Odległość od nieprzyjaciela mogła wynosić 100 m, gdy huknęły strzały. Za pocztem dowódcy kompanii szedł z granatnikiem strz. ,,Dzienis", który wymierzył pocisk z granatnika wprost w otwartą klapę wozu pancernego, w którym poczęła się rozrywać amunicja. Dowódca kompanii wydał mi rozkaz: ,,Sanitariusz 30 metrów do tyłu". Naprzód poszła tyraliera i pluton cekaemów. A deszcz lał. Zostałem niedaleko samochodu pancernego, który płonął. Około godz. 8.00 z lotniska poderwały się samoloty myśliwskie i rozpoczęły atak na szturmującą piechotę, przelatując tuż nad ziemią i siejąc z karabinów maszynowych." Fragment książki