Czy pięć miesięcy pedałowania przez Afrykę można nazwać podróżą poślubną? Ela i Tomek wybrali właśnie taką formę. Zmagali się ze zmęczeniem, różnym stanem dróg, stereotypami na temat Afryki, z trywialnymi, ale jakże doskwierającymi kłopotami w poszukiwaniu wody i jedzenia, a także z byciem razem 24 godziny na dobę w warunkach dalekich od all inclusive. W Namibii biwakowali na pustyni, nasłuchując, czy nie krążą wokół nich dzikie zwierzęta. Jadąc w pięćdziesięciostopniowym upale, rozmyślali nad ludobójstwem Herero i dyskutowali o współczesnych problemach mieszkańców tego kraju. Do Zimbabwe wjechali pełni mieszanych uczuć spotkani na granicy ludzie odradzali im podróż rowerem przez teren łowiecki. Tam jest mnóstwo lwów, słyszeli. W tym kraju poznali Didymusa, który poluje na kłusowników. Dosłownie.