Nasz sceptycyzm wobec ideologii praw człowieka nie oznacza, że pochwalamy rządy despotyczne i przyznajemy państwu nieograniczone prawa względem życia, wolności i własności obywateli. Wprost przeciwnie, chodzi raczej o to, że dostrzegamy, iż ideologia praw człowieka, mimo całego swojego dogmatyzmu i rygoryzmu doktrynalnego, wcale nie uchroniła wyznających je społeczeństw przed zniewoleniem ukrytym pod pozorami demokratycznych procedur, o czym zaświadcza choćby skala podatkowa w krajach Unii Europejskiej. Czy nie mamy tu do czynienia z miękkim despotyzmem, przed którym chciał nas ostrzec Alexis de Tocqueville prawie dwieście lat temu?Czy człowiek ma jakieś prawa? Zdrowy rozsądek podpowiada, że ma pełne prawo do korzystania z owoców swojej pracy, do życia (od momentu poczęcia), do decydowania o tym, gdzie chce żyć i mieszkać. Cywilizacja Zachodu przez stulecia swojego istnienia, pod wpływem prawa rzymskiego, filozofii greckiej, a przede wszystkim chrześcijańskich pojęć moralnych, wypracowała pojęcie tego, co słuszne i niesłuszne, co wolno i czego nie wolno. W roku 1789 przeciwstawiono tym starożytnym zasadom nowe idee, w tym także uroczyście proklamowano prawa człowieka, sugerując, że aż do tej pory nie przestrzegano podstawowych z nich. Czy dziś się ich przestrzega, gdyż się je uroczyście ogłasza urbi et orbi i wzmacnia całymi ryzami papieru zadrukowanymi sloganami o naturalnych prawach przysługujących ludziom? Mamy prawo wątpić w ten publicznie deklarowany optymizm, nawet jeśli będziemy potem musieli ponieść konsekwencje naszej heterodoksyjnej publicznej deklaracji.