Kiedy postanowiłam napisać tę opowieść, ułożyłam wokół siebie ważne dla mnie w ostatnim czasie książki. A właściwie pozwoliłam, żeby same się ułożyły, jak bierki puszczone wolno, wypadające z dłoni na stół. To była moja ulubiona gra, kiedy jeździłam na kolonie, do dziś mam do niej słabość. Lubię patrzeć, jak patyczki znajdują swoje miejsce, padają to tu, to tam, same z siebie. Trójzęby, harpuny, wiosła, bosaki, oszczepy leeecą!... A ja potem główkuję, jak je wyzbierać.