Na ten tom składają się fragmenty, utwory nieukończone, zarzucone. Rozpędzona narracja raptownie się zatrzymuje. Wewnątrz tekstu widać czasem uskoki bohaterowi Miejsca, o którym chcę teraz mówić zmienia się imię, w Poziomkach najpierw dowiadujemy się, że pociąg zatrzymuje się w mieście trzy razy na tydzień, potem że tylko w środy. Czy traktować te fragmenty jak brulionowe zapiski i pozostawić na wyłączny użytek badaczom życia i twórczości Josepha Rotha? Ależ nie warto je po prostu czytać.[] Rodzinne miejsce miasto już nie istnieje, zmiecione przez historię. A może w ogóle nigdy nie istniało w tej postaci, w jakiej opisał je Roth. Na powierzchni ziemi go nie ma. Ale gdzieś w głębi pamięci, w podziemiach wyobraźni trwa i nadal jest płodne. Do opisania jest tyle ludzkich losów, rozproszonych po całym świecie. Ludzie pochodzący z miasta są wszędzie, nigdzie nie czują się u siebie i domagają się, by o nich opowiedzieć. Niektóre opowieści pozostaną niedomknięte. Nie dowiemy się, co miało nastąpić dalej. Małgorzata Łukasiewicz