Usłyszałem szum morza i rozpocząłem wędrówkę. Obrazy były mocne i bezpośrednie: pozbawione refleksji. Do tej pory lśniły jak światło w lustrze ? teraz widziałem samo światło, i to bardzo blisko. Oddech był szybszy, energiczniejszy. Każde tchnienie jest rozkoszą tu sobie to uświadomiłem. Czułem je jako łagodny dotyk przepony. Ten dotyk był rytmiczny, był ruchem wahadła, które głaskało, ocierało się, delikatnie gubiąc się następnie w bardzo dalekim odchyle. Wróciło i znów się otarło, nieco głębiej i pieszczotliwiej. Kontynuowałem wędrówkę po ziemi, słyszało się szelesty to było rozkoszne, przyjemne. Wahadło kołysało się i powracało jego rozmach się zwiększył. Teraz ja wzbijałem się wraz z nim physis odgałęziła licznik. Wsiadłem do ciężarka wahadła jak do gondoli huśtawki w kształcie statku miała formę sierpa księżyca. Kil był ostro wyszlifowany, z ledwością dotykał skóry. To powiew ją głaskał. Wrażliwość ulegała spotęgowaniu, gdy huśtawka jechała w górę ? na samym szczycie dochodził zawrót głowy. Zmuszał do śmiechu, a później opadał ze świstem. Ruchu nie dało się już zatrzymać, a także kontrolować osiągnął stopień, w którym grozi (z rozdziału Karp po polsku).