Złych ludzi, a niewątpliwie tacy istnieją, i to jak się zdaje w pokaźnej liczbie, nie sposób zidentyfikować w akcie pobieżnego oglądu i trzeba tu zawsze zapuścić się w labirynt ciemnych uliczek. W pewnych sytuacjach społeczno-politycznych, a są to zawsze sytuacje przyzwolenia na czynienie zła, nie trzeba ich szukać, gdyż sami się ujawniają, wychodzą z cienia. Blagier, cwaniak, oszust, złodziej, kanciarz jedynie psują cywilizację. Mają swój unikalny świat, język, zwyczaje, prawa, które są często niezrozumiałe dla ludzi prawych. Linia podziału przechodzi przez sam środek dziesięciorga przykazań. Pierwsze pięć wyznacza sferę zagrożenia danej cywilizacji, kolejne pięć sferę jej nieusuwalnej niedoskonałości. W piśmiennictwie polskim można znaleźć utwory, będące mniej lub bardziej fortunną próbą penetracji strefy cienia. Złodziejski nurt prozy przedwojennej jest odkrywczy i urzekający. Pomogą one przybliżyć postać złodzieja. Wiedza o nim i jego środowisku może okazać się bezcenna, bo potwory zawsze krążyć będą po obrzeżach wielkich miast, zamieszkałych przez ludzi normalnych.