Dzisiaj Anno Domini 2018 w końcówce drugiej dekady XXI stulecia, Zbigniew Badowski zaskakuje nas kolejną, fascynującą opowieścią. Liryczny poeta zbliżał nas subtelnymi wierszami do tatrzańskich ścieżek i szczytów, do zwierzeń Damy w Czarnym Kapeluszu i olśnień z podróży w odlegle regiony Ziemi... Dojrzały prozaik prowadził Czytelników śladami legendarnych zdarzeń, kontrowersyjnych mitów, hipotez i faktów historycznych zawsze szczegółowo udokumentowanych. Nie unikał też kosmicznych wypraw czy kryminalnych przygód w dalekiej Szkocji.
A teraz, niespodziewanie otworzył przed nami panoramę własnej pamięci pojemną, bogatą, obfitującą w szczegóły, zamkniętą w latach 19341946, a więc obejmującą 12 lat dziecięcego losu, kształtowania osobowości i najważniejszych cech charakteru. Dowiadujemy się o ważnych dla niego momentach w życiu. Świat dotychczasowy, ustabilizowany i znany rozsypuje się, wykrusza
pod naciskiem okupacyjnej nocy. Lecz świat dziecięcy trwa nadal, bo chociaż chłopiec spotyka się z lękiem, okrucieństwem, śmiercią, chociaż przechodzi przez piekło Powstania rzezi i głodu to przecież nie rezygnuje z praw dzieciństwa, z zabaw, z zachwytów, z drobnych radości i odkryć. Wciąż jest sobą kilkuletnim chłopcem. Potęga życia steruje tu narracją o niezwykłej sile ekspresji, nad którą autor w pełni panuje. Uderza nas spokój, rozwaga relacji, przyciągają opisy pozornie beznamiętne, wyciszone, zdystansowane, a przecież toczy się wojna, giną cywile i umierają powstańcy, trwa zagłada miasta...
Autor opisuje świat oczami chłopca z fotografii niewinnego, delikatnego, wrażliwego i jest to narracja wieczornej opowieści o życiu spełnionym pomimo grozy, trwogi, niepewności... Mały Warszawiak wędruje ulicami miasta umierającego, skazanego na niebyt... Czytelnik o aktywnej wyobraźni przeżyć może wstrząs, czytając o pułapkach losu i o śmierci obojętnie przechodzącej
tuż obok, najbliżej. Chłopiec codziennie spotykający Śmierć, oswojony niejako z nią, głodny i zziębnięty staje się dzieckiem wojny, jak miliony dzieci, które przeżyły. Piwniczne opowieści ze światłem karbidowej lampy w tle, nabierają znaczenia uniwersalnego... Pamiętam również z moich doświadczeń jak wiele sił dodawał ten blask, smak wyschniętej skórki chleba, świadomość pulsujących sił życia, woli przetrwania.